content marketing

Poznaj wzór na tworzenie skutecznych treści

Jak myślisz, co łączy Avatara, Gwiezdne Wojny, Bruce`a Wszechmogącego i Django? Odpowiedź poznasz na końcu tego tekstu. Najpierw jednak pokażę Ci, że nawet tak kreatywne zajęcie jakim jest tworzenie treści można zamknąć w specjalnym wzorze, który zwiększa szansę na to, że teksty będą skuteczniejsze.

No to zaczynamy.

Kto jest bohaterem?

To bardzo dobre pytanie. A jednocześnie kluczowa informacja jaką trzeba ustalić. Tworząc treści musimy określić bohatera, najważniejszą osobę wokół której będzie kręcić się cała narracja. Jak myślisz, w treściach na Twojej stronie internetowej kto jest bohaterem? Ty i Twoja firma? Czytając wiele treści, w szczególności podstron “o nas” czy “o firmie” można odnieść takie właśnie wrażenie.

Czy tak jest w istocie? No cóż. Nie. Dla Ciebie jest przewidziana inna rola, ale o tym kawałek dalej…

Bohaterem historii na Twojej stronie internetowej jest Twój Klient. Kropka.

Jaki ma problem?

Użytkownik wchodzi na Twoją stronę internetową po coś. Szuka rozrywki, wiedzy, jakiegoś produktu czy rozwiązania dla swojego problemu. Cokolwiek by to nie było, on do Ciebie trafia bo chce czegoś dla siebie, a nie po to, żeby połechtać Twoje ego czy podbić statystyki. Ty z kolei musisz wcześniej odpowiednio zaadresować ten problem w narracji na swojej stronie internetowej. Użytkownik, który odwiedza Twoją stronę internetową ma mieć poczucie, że jest we właściwym miejscu.

Dobrze zaadresowany problem Klienta to drugi klucz do stworzenia skutecznych treści.

Spotyka przewodnika, który wręcza mu mapę

I to jesteś Ty. Bohaterem jest Klient, a Ty jego przewodnikiem. On szuka problemu, a Ty dajesz mu rozwiązanie. Pokazujesz ścieżki, wskazujesz odpowiednie produkty. Dajesz mu dokładnie to, po co przyszedł. Sposobów na to jest bez liku. Czy to będzie wiedza zawarta w artykułach na firmowym blogu, dostęp do wersji demo narzędzia czy coś innego. Wszystko zależy od specyfiki Twojej branży i produktu. Użytkownik ma poczuć w jaki sposób dzięki Tobie rozwiąże swój problem. W kilku prostych krokach zawieramy odpowiedź na zaadresowany wcześniej problem z jakim mierzy się klient.

Do klienta jednak mówimy bezpośrednio i na końcu wzywamy go do konkretnego działania. Mapa ma być precyzyjna, dlatego użytkownikowi trzeba bardzo dokładnie powiedzieć co ma zrobić, żeby rozwiązać swój problem.

Zapobiega katastrofie i kończy się sukcesem

Klient ma mapę, wie co ma zrobić, ale to nie oznacza wcale że jesteśmy już na końcu naszej opowieści. Musimy jeszcze klienta przekonać do tego, że mapa, którą otrzymał jest naprawdę dobra i dzięki niej uniknie katastrofy, a jego działanie zakończy się sukcesem.

Czyli przekładając z polskiego na nasze musimy powiedzieć klientowi konkretnie co straci, jeśli nie skorzysta z Twojego produktu i / lub co zyska jeśli się na to zdecyduje. I tu znów zestaw korzyści zależy od wielu czynników, może to być oszczędność czasu, pieniędzy, zapanowanie nad chaosem, poukładanie procesów, pozyskanie nowych klientów i wiele więcej. Dajemy klientowi konkretne powody do tego, żeby skorzystał z mapy. Dajemy też klientowi konkretne informacje co straci, jeśli tego nie zrobi.

Następuje zmiana u bohatera

Zbliżamy się powoli do końca. Jak klient się czuł przed skorzystaniem z Twojego produktu, a jak czuje się teraz? Jak realnie zmienił się jego biznes? W ten właśnie sposób domykamy naszą historię i pokazujemy klientowi jak realnie zmieni się jego życie, jego biznes, gdy usuniemy z jego drogi przeszkodę, z którą się mierzył. Można to zrobić poprzez publikowanie raportów, rozmów / wywiadów z klientami, case study czy referencji. Narrację domykamy wykorzystując takie elementy, które potwierdzą realne zmiany u klientów dzięki zastosowaniu naszych produktów.

Tylko tyle i aż tyle. Stawiamy klienta w centrum oraz budujemy wokół niego opowieść. W ten sposób zyskujemy większą kontrolę nad narracją i możemy prowadzić użytkownika krok po kroku do miejsca, do którego chcemy. Władza jest po naszej stronie.

A jaki to ma związek z filmami?

No to wracamy do pytania z pierwszego akapitu niniejszego tekstu. Co łączy wymienione wyżej filmy? Otóż jest to schemat, na podstawie którego został napisany do nich scenariusz.

Schemat, który opisałem w poprzednich akapitach dotyczy zarówno scenariuszy filmowych, jak i wszystkich innych treści, na przykład tych na stronach internetowych. Ten schemat od wielu lat jest obecny na całym świecie, a co najważniejsze działa i jest skuteczny. A jak to wygląda w praktyce? Proszę bardzo:

UWAGA MOGĄ POJAWIĆ SIĘ SPOJLERY

Weźmy Django.

Kto jest bohaterem: Niewolnik Django

Jaki ma problem: Chce odnaleźć swoją żonę.

Spotyka przewodnika: Dr. King Schultz

Który wręcza mu mapę: Schultz uwalnia Django i pokazuje jak wygląda życie wolnego człowieka oraz łowcy nagród. Razem szukają jego żony.

Zapobiega katastrofie i / lub kończy się sukcesem: Django odnajduje żonę

Zmiana u bohatera: Django nie jest już zastraszonym niewolnikiem, tylko pewnym siebie wolnym człowiekiem.

Przypadek? 😉 No to łap jeszcze jedno potwierdzenie. Avatar.

Kto jest bohaterem: Jake Sully

Jaki ma problem: Jest sparaliżowany, dzięki misji, na którą dostaje się przypadkiem po śmierci swojego brata bliźniaka ma szansę odzyskać możliwość chodzenia

Spotyka przewodnika: Neytiri

Który wręcza mu mapę: Neytiri pokazuje Jakeowi zwyczaje swojego ludu, przez szkolenie sprawia, że Jake staje się członkiem ludu Navi.

Zapobiega katastrofie / kończy się sukcesem: Jake pomaga ludowi Na`vi odeprzeć atak przybyszów z ziemi, którzy pojawili się na Pandorze w celu poszukiwania surowców naturalnych, których zaczyna już brakować na ziemi.

Zmiana u bohatera: Jake Sully z komandosa bezmyślnie wykonującego rozkazy staje się jednym z Na`vi i przyłącza się do walki o obronę Pandory. Odkrywa, że ludzie przybyli na tę planetę czynić zło i staje na czele armii obrońców.

Podsumowanie

Skoro w Hollywood ten schemat od wielu lat się sprawdza, to czemu nie ma zadziałać również u Ciebie? I z takim pytaniem Cię dziś zostawiam. A nawet więcej. Mam dla Ciebie rozwiązanie. Skontaktuj się ze mną, to napiszę dla Ciebie treści, które sprzedają.

Jeśli czytasz to zdanie to dziękuję Ci bardzo za dotarcie do końca. No i jeżeli ta treść okazała się dla Ciebie wartościowa, podziel się nią ze znajomymi.

Zapraszam też do obserwowania mnie w mediach społecznościowych: TwitterInstagram, LinkedinFacebook.

Poznajmy się

Cześć, nazywam się Marcin Osiak. Od blisko dwóch dekad zajmuję się szeroko pojętym marketingiem. Mam za sobą pracę w zarówno w mediach, jak i wielu firmach, od startupów po duże globalne brandy kończąc. Od kilku lat pomagam przedsiębiorcom rozwijać ich marketing, dlatego jeśli szukasz sprawdzonego partnera, który z jednej strony podejmie się realizacji działań marketingowych dla Twojej firmy, a z drugiej podpowie jak pewne procesy poukładać żeby zwiększyć sprzedaż w swojej firmie – zapraszam.


laptop, tablet, aparat, content marketing

W content marketingu jest za dużo contentu, a za mało marketingu

laptop, tablet, aparat, content marketing

W content marketingu jest za dużo contentu, a za mało marketingu. Mniej więcej takie zdanie usłyszałem niedawno w jednym z podcastów. Utkwiło mi ono w pamięci bo dużo niestety w tym prawdy. Dlatego też postanowiłem napisać na ten temat kilka zdań.

Choć definicja content marketingu mówi jasno, że opiera się on na tworzeniu, publikacji i dystrybucji przydatnych użytkownikom treści, to mam wrażenie, że ten ostatni aspekt jest często pomijany. Samo napisanie artykułu, nakręcenie i wpuszczenie do sieci filmu czy zrobienie zdjęć nie sprawi, że klienci będą to widzieć. Musimy jeszcze zadbać o to, żeby ten materiał odpowiednim osobom pokazać. A z jak dużą konkurencją mamy tu do czynienia? Na samym tylko YouTube co minutę jest dodawanych 500 godzin nowych filmów. Widzisz już więc o jakiej skali mowa?

Czym jest, a czym nie jest content marketing?

Ta forma marketingu jest bardzo wymagająca, jednocześnie dla tych, którzy wytrwają w dłuższej perspektywie okazuje się bardzo skuteczna.

Na koniec dnia zazwyczaj wygrywa ten, kto ma ciekawszą historię do opowiedzenia.

Bo zobacz, obiektywnie patrząc, sprzętowo Apple wcale nie jest najlepszym sprzętem na rynku. Steve Jobs był z kolei mistrzem w opowiadaniu historii, co niewątpliwie miało ogromny wpływ na miejsce w którym marka się dziś znajduje. Apple to – o ile nie pierwsza, to na pewno jedna z pierwszych marek na świecie, która poza klientami ma również swoich wyznawców.

W kwestii promowania technologii to w sumie do dziś tak często jest, że producenci sprzętów skupiają się na megabajtach, ramach, pikselach itp. Choć szczegóły techniczne są istotne, to to są rzeczy, które zwykły użytkownik dopiero na późniejszym etapie rozważa i porównuje, bo zwyczajnie się na tym nie zna. Dla niego ważne jest, żeby sprzęt robił ładne zdjęcia, nie zawieszał się podczas pracy, był szybki, płynny itp. Katalog potrzeb każdy ma swój, a parametry techniczne to raczej dół listy.

Czy widziałeś w jakiejś prezentacji, albo reklamie Apple, żeby na technikaliach skupiał się przekaz? Ta firma idealnie odrobiła swoją lekcję i dziś stanowi niewątpliwie wzór do naśladowania. Oni wiedzą, że żeby odnieść sukces ważne jest coś innego. To jest użyteczność. To się liczy dla użytkownika najbardziej. Dziś jeszcze do tej listy można dopisać dbanie o bezpieczeństwo użytkowników.

A nawet jak w reklamach pojawiają się jakieś dane techniczne, to są one tłumaczone na „ludzki język”. Zresztą zobacz:

https://www.youtube.com/watch?v=FT3ODSg1GFE

Jaki to jest wartościowy content?

Dla jasności. Nie każdy przekaz jaki wychodzi z firmy to content marketing. Ten powinien spełniać określone warunki. Oto 6 wskazówek:

Po pierwsze:

Jest użyteczny. Content marketing ma dawać wiedzę, odpowiedź na pytanie, rozwiązanie problemu. A produkt czy usługa to tło, narzędzie do rozwiązania. Wszystko w myśl zasady, że klient nie chce kupić młotka, on chce wbić gwóźdź.

Po drugie:

Jest oryginalny i konkretny. Wyszukiwarka Google użytkownikom za każdym razem próbuje zwrócić jak najbardziej trafne i wartościowe odpowiedzi na ich zapytania. Dlatego powielanie ciągle tych samych treści niekoniecznie jest w tym przypadku dobrym pomysłem.

Po trzecie:

Daje odpowiedzi. Jest to można powiedzieć rozwinięcie poprzednich punktów. Użytkownik, który szuka czegoś w Google zazwyczaj chce to znaleźć szybko, dlatego treści powinny być skonstruowane tak, żeby od razu było wiadomo “kto zabił”. Jeśli coś będzie zawiłe i niezrozumiałe, albo trudno dostępne na stronie internetowej, to z dużym prawdopodobieństwem stracimy użytkownika, bo nie będzie chciało mu się szukać. Wejdzie w kolejny link z wyników wyszukiwania.

Po czwarte:

Jest wiarygodny. Na to jednak trzeba sobie zapracować. Nie zrobisz tego dając swoim odbiorcom niesprawdzone albo powierzchowne informacje. Stań się dla nich wartościowym źródłem informacji, a z czasem oni Ci się odwdzięczą.

Po piąte:

Jest angażujący. Opowiedz swoim użytkownikom dobrą historię, skłoń ich do przemyślenia jakichś kwestii, zmuś do dyskusji. Badania dowodzą, że treści, które nas angażują zapamiętujemy nawet 22 razy lepiej niż suche informacje. No i bądź aktywny w komentarzach. Nie zostawiaj reakcji użytkowników bez odpowiedzi. Jeśli pod treściami jest jakieś życie, to tylko lepiej. Warto to wykorzystać.

Po szóste:

Jest aktualny. To bardo ważne żeby dawać użytkownikom zawsze świeże informacje. A to jest istotne z kilku powodów. Po pierwsze – nauczysz użytkowników, że stanowisz wiarygodne źródło informacji, po drugie aktualne treści są wyżej pozycjonowane w Google i zyskasz większą szansę przebicia się ze swoim przekazem.

Skuteczne sposoby na promocję treści

No tak, ale ten tekst podobnie jak wiele innych materiałów dot. content marketingu skręca w stronę tworzenia treści. A nie na tym dziś chciałem się skupić. Jak przygotować strategię content marketingową i tworzyć angażujące treści napiszę następnym razem. Tymczasem wracam do najczęściej pomijanego aspektu content marketingu – promocji treści.

A tych jest naprawdę wiele. Samo wrzucenie linka do wpisu na blogu czy odesłania do filmu na YouTube w firmowe kanały social media to zdecydowanie za mało. A niestety wiele firm dziś na tym poprzestaje. Co można zrobić z treścią, żeby dotarła do jak największej grupy odbiorców? Poniżej lista darmowych i płatnych sposobów na dystrybucję contentu.

Promuj w prywatnych kanałach social media

Zaczynam z grubej rury, wiem. Ale do dziś spotykam się z tym, że pracownicy nie chcą publikować u siebie firmowych treści. I z jednej strony rozumiem oddzielanie strefy prywatnej od zawodowej. Z drugiej strony zaś jeśli nie wstydzimy się tego gdzie pracujemy, to warto czasem udostępnić naprawdę ciekawe ze swojego punktu widzenia rzeczy. I absolutnie nie mówię tu o tym, że pojawia się nowy wpis na firmowym blogu i marketing wysyła do wszystkich maila o treści mniej więcej takiej: No to promujemy + link. Tak nie robimy. Próba zrobienia z profili pracowników tablic informacyjnych firmy na dłuższą metę zawsze przyniesie skutek odwrotny od zamierzonego. Warto dzielić się rzeczami, które i nam wydają się ciekawe. Każdy raport ma jakiegoś autora, w każdym filmie ktoś wystąpił, ktoś go nakręcił, zmontował. W wydarzeniu brały udział różne osoby i jak było fajnie, to czemu się tym nie podzielić? Chcemy czy nie w pracy spędzamy niemal 1/3 życia. To dużo, dlatego nawet statystycznie nie jest możliwe żeby absolutnie nic ciekawego nas tam nie spotkało.

A jeśli wstydzisz się miejsca w którym pracujesz, to może… czas pomyśleć o nowej pracy?

Buduj własną bazę odbiorców

Już od dłuższego czasu newslettery przeżywają swoisty renesans. Budowanie własnej bazy odbiorców to moim zdaniem powinien być jeden z kluczowych elementów strategii content marketingowej. Social media rządzą się swoimi prawami i to, że dziś coś działa nie znaczy, że za rok czy dwa nadal tak będzie. Zobacz jak topnieją zasięgi organiczne w mediach społecznościowych albo jak mocno zmienia się Instagram żeby upodobnić się do TikToka. I na to nie mamy żadnego wpływu. Dostosuj się albo zgiń. Trzeba z tych kanałów korzystać, niemniej w dłuższej perspektywie

własna baza odbiorców to jedna z najcenniejszych walut jaką może posiadać firma.

Newslettery oczywiście też powinny nieść dla użytkowników wartość, żeby zatrzymali się przy naszych treściach na dłużej, a nie tylko prześlizgnęli się przez nie.

Wykorzystuj content na różne sposoby

Masz nakręcony materiał wideo? Zrób od razu kilka formatów do wykorzystania. Krótsze, dłuższe, pasujące do specyfiki mediów społecznościowych jak i reklam płatnych na YouTube. Z artykułu czy raportu z kolei wyciągnij najciekawsze smaczki i umieść je na infografice czy przygotuj na bazie materiału serię postów do mediów społecznościowych. A jeśli materiał jest tzw. evergreenem, czyli z wiekiem nie traci na aktualności, a wiedza w nim zawarta jest wciąż aktualna, przypominaj go swoim odbiorcom raz na jakiś czas.

Skorzystaj z promocji płatnej

Dziś od tego raczej ciężko jest uciec. Nie każda treść staje się wiralem dlatego w większości przypadków trzeba szczęściu pomóc w dotarciu do nowych odbiorców. Można co prawda przyjąć zasadę, że dobra treść sama się obroni. Tylko co z tego, jeśli nie wypromowana zostanie przeczytana przez kilkadziesiąt osób? Podpompowując z wykorzystaniem nawet niewielkiego budżetu powiększamy dotarcie i jak będziemy konsekwentnie działać, to będziemy budować markę na coraz szerszych wodach. Podstawowa zasada biznesu. Żeby wyjąć, trzeba włożyć.

Twórz różne rodzaje contentu

Nagrywasz podcast? Daj użytkownikom jego transkrypcję żeby mogli przeczytać. Piszesz artykuły? Odwrotnie, nagraj również je w formie dźwiękowej i wiedo, żeby dotrzeć do większej grupy odbiorców. Wiem, że być może wymaga to wyjścia ze strefy komfortu. Ale w swojej firmie to nie Ty jesteś najważniejszy. Najważniejszy jest klient. A jeden lubi przeczytać artykuł, drugi posłuchać w formie podcastu, a jeszcze inny zobaczyć na YouTube. Czemu ograniczać im dostęp do wiedzy? Bądź tam, gdzie są Twoi odbiorcy.

Jeśli czytasz to zdanie to dziękuję Ci bardzo za doczytanie do końca 🙂 No i jeżeli ta treść okazała się dla Ciebie wartościowa, podziel się nią ze znajomymi.

Zapraszam też do obserwowania mnie w mediach społecznościowych: Twitter, Instagram, Linkedin, Facebook.

Poznajmy się

Cześć, nazywam się Marcin Osiak. Od blisko dwóch dekad zajmuję się szeroko pojętym marketingiem. Mam za sobą pracę w zarówno w mediach, jak i wielu firmach, od startupów po duże globalne brandy kończąc. Od kilku lat pomagam przedsiębiorcom rozwijać ich marketing, dlatego jeśli szukasz sprawdzonego partnera, który z jednej strony podejmie się realizacji działań marketingowych dla Twojej firmy, a z drugiej podpowie jak pewne procesy poukładać żeby zwiększyć sprzedaż w swojej firmie – zapraszam.


Obrazek zamiast słowa

Z badania GlobalWebIndex, do którego w styczniu dotarły Wirtualne Media wynika, że Pinterest zanotował największy wzrost popularności pośród wszystkich mediów społecznościowych. Autorzy badania dowodzą, że w 2014 r. liczba aktywnych użytkowników Pinteresta wzrosła o 97 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim. Pod tym względem największym rywalem Pinteresta jest serwis TumbIr, który mógł pochwalić się wzrostem na poziomie 95 proc.

Wzrosty w mniejszej skali zanotowały dwie inne platformy społecznościowe – Instagram i LinkedIn – odpowiednio o 47 i 38 proc. Facebook jako jedyny zanotował spadek aktywnych użytkowników.

global_socialmedia_2014_1

Ale nie w tym rzecz…

Wynik Pinteresta i trzecie miejsce Instagrama pokazuje, że słowo ma coraz mniejsze znaczenie w przekazywaniu informacji. Obraz, animacja, wideo – to są formy, które „statystycznego internautę” angażują zdecydowanie bardziej, niż słowo pisane. Ich zadaniem dziś nie jest już tylko przyciągnąć uwagę, ale często muszą przekazać cały komunikat. Między innymi stąd w mojej ocenie bierze się rosnąca popularność Pinteresta i cały czas duże zainteresowanie Instagramem.

Czy to dobrze?

To zależy… W mojej ocenie na pewno jest płyciej. Komunikat sprzedany w formie infografiki nigdy nie doścignie pogłębionej analizy na dany temat. Ale z drugiej strony, ile procent ludzi duże opracowania i raporty czyta „od deski do deski”?

Komunikat sprzedany w formie infografiki tylko pogłębia to, o czym pisał Nicolas Carr w swojej książce Płytki umysł. Jak internet wpływa na nasz mózg. Autor dowodzi, że nowe technologie z Google na czele doprowadzają do zmian w mózgu, których skutkiem jest całkiem inna struktura przyswajania informacji. Dziś niemal każdy z nas ma pod ręką smartfon czy tablet i interesujące go zagadnienie czy datę jest w stanie w ciągu kilku chwil znaleźć w sieci. Dlatego też coraz mniej ludzi uczy się czegokolwiek na pamięć. Obrazek, który jest substytutem dla słowa w mojej ocenie jest kontynuacją tego procesu i mocno przyczynia się do tego, że świat jest pojmowany w coraz bardziej płytki sposób.

Za dowód niech posłuży badanie CBOS, które w drugiej połowie stycznia publikowały ogólnopolskie media. Wynika z niego, że tylko 40 proc. Polaków w 2014 roku sięgnęło po jakąkolwiek książkę. Przerażające!

Co to oznacza dla content marketingu?

Ni mniej, ni więcej, tylko to, że content obrazkowy i wideo będzie w dalszym ciągu stanowił coraz większy procent całego contentu, a serwisy typu Pinterest, Instagram, czy za jakiś czas pewnie też i Snapchat będą jeszcze przez jakiś czas zyskiwać na popularności. Czy słowo pisane zostanie zmarginalizowane? Jestem przekonany, że w najbliższym czasie na pewno nie. Proces ten jednak będzie powoli następował, ponieważ wykres, infografika, obrazek dla coraz większej grupy ludzi będą wystarczać jako źródło wiedzy. Uważam jednak, że siła komunikatu w dalszym ciągu w znaczącym stopniu opierać się będzie na słowie pisanym.

Skąd wzięła się moda na content marketing?

Content marketing, to ostatnimi czasy jedno z najczęściej odmienianych przez wszystkie przypadki pojęć w „branży”. Sam tylko Brand24 dostarcza nawet po kilkadziesiąt wyników do tej frazy dziennie. Słowem – dzieje się w kwestii contentu.

Chciałoby się rzec – nareszcie. Agencje i klienci przejrzeli na oczy i dostrzegli w końcu wartość, jaką niesie za sobą kreowanie wysokiej jakości komunikatów. Odnoszę nawet wrażenie, że w ostatnim czasie zapanowała swego rodzaju moda na content marketing. Czym spowodowana? Mam pewną teorię.

SEO

Zmiany w algorytmie wyszukiwarki, z jakimi mamy do czynienia stawiają na jakość, a nie na ilość. Jak w ostatnim  wywiadzie dla SeoKuriera powiedział Jakub Makaruk, założyciel forum dla pozycjonerów PiO, nie mówi się już o setkach tysięcy pozyskanych linków, a jedynie o kilku, które faktycznie pozycjonują i dają ruch. Treść liczy się coraz bardziej z prostej przyczyny – coraz więcej produkuje się serwisów satelickich czy zapleczowych nie tylko dla robotów, ale dla internautów. Z założenia takie strony mają nie tylko przekazywać moc, ale także generować bezpośredni ruch stronie docelowej dzięki interesującym czytelników informacjom. Jakość tworzonych materiałów ma podobnie duże znaczenie jak miejsce publikacji.

Podejście Google niejako wymusiło zmianę myślenia nie tylko wśród pozycjonerów, ale również uświadomiło innym „magikom od marketingu”, że dobra treść jest ważna. Analizując strony internetowe widać przecież, że na większości z nich znakomita większość ruchu pochodzi z wyszukiwarki. Działania muszą więc być prowadzone tak, aby w tej wyszukiwarce wciąż być obecnym.

Jeszcze dwa lata temu tworząc coś „pod SEO” mawiało się, że pisze się dla robotów. Dlatego właśnie internet pełen był śmieciowych forów internetoweych, katalogów czy precli, których jedynym zadaniem było linkowanie do strony internetowej mającej być wysoko w Google. Dziś na szczęście ten podział praktycznie nie istnieje. Google stawia na dobre treści, które mają nieść dla czytelników wartość. Takie materiały są często premiowane wysokim miejscem w wyszukiwarce. Dlatego też SEO i content marketing coraz mocniej się przenikają i uważam, że wraz z upływem czasu te dwie gałęzie marketingu będą jeszcze bardziej ze sobą powiązane.

Social Media

Piąteczki i koteczki sprawdzały się kiedyś, jak branża uczyła się Facebooka i testowała co działa, a co nie. Dziś opierając się na lolcontencie komunikacji w mediach społecznościowych prowadzić się nie da. Użytkownicy oczekują treści związanych z danym zagadnieniem, rozwiązywania ich problemów czy odpowiedzi na pytania. Content, który tworzy się na potrzeby mediów społecznościowych nie może być więc o przysłowiowej dupie Maryni. Te czasy już na szczęście minęły. Zmiana podejścia do mediów społecznosiowych w mojej ocenie ma to związek również z faktem, że  mają one też wpływ na SEO (mówię tu głównie o Google+).

Content to nie tylko treść

Moda na content marketing może wynikać również z faktu, że jest w końcu świadomość, iż content to nie tylko słowo pisane. Wartościowe informacje równie skutecznie można przekazać przy pomocy zdjęcia, pliku wideo czy infografiki. Informacja do odbiorcy ma dotrzeć w możliwie najwygodniejszy dla niego sposób, dlatego cieszy coraz powszechniejsze wykorzystanie wciąż to nowych metod „produkcji treści” w marketingu. Cieszy również fakt, że rola contentu została w końcu doceniona i coraz większą wagę przykłada się do dobrej jakości komunikatów. To sprawia, że treści wysyłane w świat coraz rzadziej są do niczego się nie nadającymi gniotami.

 

fot. pixabay

Kontekst is King

kontekst

Treść w marketingu jest jednym z ważniejszych oręży w walce o klienta. Mówi się o tym coraz głośniej i odważniej chociażby w kontekście SEO, ale…

Przygotowanie dobrego contentu jest istotne, choć to jest tylko jedna strona medalu. Drugą, równie ważną – a może nawet ważniejszą, jest sprawienie, aby tę treść ktoś chciał przeczytać.

Sam content to za mało

Dobry content, który odpowiada na problemy użytkowników, daje im wskazówki jak z pewnymi zagadnieniami sobie poradzić, jest cenny i dobrze taki generować. Nie ma co jednak liczyć na to, że samo napisanie i „wrzucenie do sieci” wystarczy. Czytelnicy mają dostęp do zbyt wielu treści i szansa, że sami wpadną akurat na Twoją jest zbliżona do szansy na szóstkę w lotto.

Coś takiego, jak „samo się rozejdzie”, „samo się sprzeda” nie istnieje. Łukasz pisał o tym jakiś czas temu, nie będę więc powtarzał oczywistości. Dodam tylko, że tworząc content, trzeba mieć zaplanowane co zrobić, aby dotrzeć z komunikatem do odbiorców. Samoistny buzz wokół treści czy marki tworzy się rzadko – a jeśli już, to użytkownicy chętniej wyciągają negatywne zachowania i robią firmie z d… jesień średniowiecza. Było tak chociażby ze zbożem i betonem na wykopie, było tak z NC+, czy z tatarem z Sokołowa…

Dlatego chcąc ogłosić światu „właściwe komunikaty”, szczęściu trzeba pomagać.

Jak?

  • Przebudowujesz stronę internetową? Zostaw trochę środków na reklamę i pokaż światu nowe dzieło np. przez adwords.
  • Wprowadzasz nową ofertę do firmy? Dobrze zaplanuj jej kampanię promocyjną i wyślij np. przemyślany mailing do swoich użytkowników.
  • Piszesz artykuły eksperckie lub prowadzisz bloga? Bądź aktywny w mediach społecznościowych i grupach tematycznych i tam dziel się tym, co tworzysz. Daj też czytelnikom możliwość śledzenia Twoich kanałów (newsletter, rss).
  • Łap też okazje. Monitoruj interesujące Ciebie zagadnienia i jeśli Twój artykuł jest odpowiedzią na pytanie, które ktoś w sieci zadaje – użyj go, nie będzie to potraktowane jak spam.

Tylko bez przesady…

Promocja contentu jest ważna, ale trzeba ją robić „z głową”, ponieważ pomiędzy użytecznością, kontekstem, a spamem jest bardzo cienka granica. Samo „nadawanie” prawie nigdzie, a zwłaszcza w mediach społecznościowych, nie jest mile widziane. Dobrze więc poza wrzucaniem linków rozmawiać i być aktywnym.

Inne formy reklamy też należy targetować i przeznaczać czas, energię i pieniądze jedynie na takie działania, które będą dostrzeżone przez potencjalnych klientów. SEO, adwords, reklama natywna, remarketing – to te gałęzie, które obok mediów społecznościowych będą odgrywały (już odgrywają) coraz większą rolę i oprócz content marketingu na nie w mojej ocenie należy stawiać.

Content is King, to już za mało. Contentu na rynku jest zbyt dużo, dlatego równie ważne, a może ważniejsze jest to, aby pamiętać, że od dziś Kontekst is King.

fot. jason train / flickr.com

Dobre treści kluczem do wyszukiwarki

Czasy tradycyjnego SEO opartego na dużej ilości linków odeszły bezpowrotnie w przeszłość. To już było, minęło i raczej nie wróci. Dziś Google stawia na jakość. Dobre treści, polecenia znajomych, tylko wartościowe linki – to jest klucz do tego, aby być obecnym w wynikach wyszukiwania.

Co to są dobre treści

W największym skrócie pisząc, dobre treści to takie, które niosą jakąś wartość dla użytkownika. Ich celem nie jest linkowanie, ale rozwiązanie problemu czytelnika. Nieważne, czy jest to treść na blogu, stronie firmowej czy zamówiony artykuł w portalu internetowym. Jeśli treść jest dobra, „sama” się rozniesie dalej dając kolejne linki, ale także budując dla firmy zasięg i wizerunek.

Według ekspertów SEO dobre treści mają też coraz większe znaczenie w kontekście wyników wyszukiwania. Algorytmy Google zmierzają w kierunku jakości i poleceń, dlatego „stare metody” pozycjonowania można obecnie schować do szuflady. Coraz częściej słyszy się głosy, że obecnie lepiej jest mieć kilka wartościowych linków, niż kilkaset „śmieciowych”.

Content a SEO

SEO, jakie znamy nie tyle umiera, ale zmienia się. Pozycjonowanie coraz bardziej przypomina działania marketingowe, a pocycjonerzy i agencje SEO bardziej dbają o profil linków i ich jakość, niż o ilość i „dopalanie strony” poprzez niskiej jakości zalpecza. Pochodną takich działań jest oczywiście konieczność posiadania dobrego contentu, którym „karmić” będziemy internet.

Przynajmniej od roku widać, że content marketing zaczyna być coraz silniej powiązywany z SEO. Pozycjonowanie mocniej stawia na elementy jakościowe, aniżeli ilościowe. Warto zauważyć też, że w ofertach pozycjonerów na pierwszym miejscu prawie zawsze pojawia się optymalizacja strony. Ten zabieg to nic innego, jak poprawienie jej do standardów wyszukiwarek pod kątem jakości, aby szybciej się ładowała, obrazki były odpowiednio podpisane, i tak dalej.

A co z poleceniami

Geolokalizacja, sieć znajomych w mediach społecznościowych, ich rekomendacje – to wszystko ma coraz większy wpływ na wyniki wyszukiwania. Pomijam w tym miejscu zupełnie fakt, że będąc zalogowanym można zobaczyć inne wyniki, niż szukając czegoś „anonimowo”. Dlatego tak samo, jak dbanie o treść, ważne jest budowanie wokół marki społeczności i robienie wszystkiego, aby nie doprowadzić do sytuacji jak poniżej.

ncPodsumowując

Można mieć świetny zespół handlowców i dobry produkt, ale jeśli wizerunek w sieci będzie słaby, to albo handlowcy nie będą mieli okazji do wykazania się swoim warsztatem, bo nikt nie będzie chciał ich słuchać, albo będą narażeni na odbijanie krytyki, co również sprawi, że nie będą robić tego, po co zostali zatrudnieni.

Nie od dziś wiadomo, że pierwsze wrażenie jest bardzo ważne zarówno w życiu prywatnym, jak i biznesie. W obecnych czasach miejscem, w którym najczęściej to pierwsze wrażenie się wywiera jest interet i media społecznościowe. Dlatego poza warsztatem handlowców, niezawodnością i jakością produktów oraz wizerunkiem „offline”, równie ważny dziś jest wizerunek firmy w sieci.

fot. Sean MacEntee / flickr.com
Scroll to Top